Mówią: "Szukajcie, a znajdziecie". Powodzenia!

Cztery lekcje

Spędzamy w trójkę mnóstwo czasu. Mama, tata i ta najmłodsza. Rozmawiamy, słuchamy muzyki, modlimy się i walczymy z potworami. To ostatnie bez mamy, która tylko puka się po głowie. Nic nadzwyczajnego: sporo z tych rzeczy robiliśmy razem, kiedy jeszcze Lila żyła po drugiej stronie brzucha. Nasza córka ma zaledwie jedenaście dni, a ja nie pamiętam czasu, w którym uczyłbym się intensywniej tego, jak być dla innych.

Oto kilka rzeczy, które są ważne, a które właśnie teraz zobaczyłem wyraźnie. Choć uczy mnie tego nasze małe-wielkie Stworzenie, wiem, że są uniwersalne.

Bądź ostrożny

Mam dość siermiężne poczucie humoru. Oznacza to tyle, że jeśli masz lekką nadwagę, to wcześniej czy później usłyszysz ode mnie życzliwe „Nie ruszymy. Ta winda ma ograniczenie do 500kg”. Ludzie, którzy są blisko mnie i którzy zdążyli mnie poznać wiedzą, że to  akt sympatii, a większość – ku pokrzepieniu serc – potrafi się odgryźć pięknym za nadobne.

Rzecz w tym, że ludzie są różni. Często są bardzo wrażliwi. Odnoszę silne wrażenie, że z jakiegoś powodu zaczęliśmy tę wrażliwość ignorować i dalej, uznaliśmy ją za bezwartościową. Ja już nie chcę. I właśnie tego się nauczyłem.

Robimy ze Stworzeniem różne rzeczy: siadamy przy włączonej pralce (bo ona lubi), spacerujemy nocą po kuchni, kąpiemy się, przewijamy (z 40 minut za pierwszym razem zszedłem już do 10). W tym wszystkim jestem ostrożny. Nie chorobliwie, tak po prostu. Każdy gest, chwyt, branie na ręce, temperatura wody podczas kąpieli gdzie dwa stopnie to ogromna różnica (uświadamiasz to sobie, kiedy jednego dnia macie świetną zabawę, a drugiego rykun dziecka dosięga sąsiedniej miejscowości). Cały czas obserwuję jej reakcje.

A to wszystko to tylko i aż element najprostszych relacji. Tych między ludźmi.
A więc lekcja nr jeden brzmi: Kiedy jesteś z innymi bądź ostrożny. Nie po to, aby coś zyskać, ale dlatego, że są dla Ciebie ważni. Czasami dobrze jest ugryźć się w język.

Bądź autentyczny

Nie mam pojęcia jak to działa, ale Lilki nie da się oszukać. Ma wszczepiony program: zero tolerancji na ściemnianie. Kiedy jestem zdenerwowany, ona denerwuję się ze mną; kiedy wystraszony, ona boi się ze mną. To nie zdarza się często, ale te kilka prób pozwalają mi postawić śmiałą tezę, że tak jest zawsze.

Mogę mówić najspokojniej jak to tylko możliwe, przytulić ją do siebie kiedy płacze, ale tak długo jak sam nie jestem opanowany, ona też nie będzie. Żona zaobserwowała dokładnie to samo. Język, ten werbalny, jeszcze nie działa. Dziecko przyjmuję Cię całym sobą. To niesamowite.

Ludzie dorośli mają podobnie z tą różnicą, że my uciekliśmy w mówienie. Za bardzo. Zagadujemy siebie i innych. Kłamiemy z automatu i dlatego, że tak wypada. Ile razy powiedziałeś komuś, że będzie dobrze myśląc w duchu „stary, to naprawdę źle wygląda”? Podziałało? Nie mogło podziałać. Lekcja numer dwa jest krótka: nie możesz podzielić się czymś, czego nie masz. Zacznij od siebie.

Bądź obecny

Jeśli kiedykolwiek, gdziekolwiek, ktoś Wam powie, że nowo narodzone dziecko przesypia większość czasu – nie wierzcie mu! To tylko pół prawdy. Owszem, na oko Lilianna przesypia około 16-17 godzin na dobę. Rzecz w tym, że budzi się co dwie godziny i zanim ponownie zaśnie, domaga się noszenia, mówienia, głaskania, zmiany pozycji i kilku innych przyziemnych rzeczy takich jak przewijanie, karmienie i ojcowskie wygłupy.

Którejś nocy, za radą jednego z przyjaciół, spróbowałem umieścić Stworzenie w wózku i kołysać, samemu przy tym przysypiając. U nas nie działa. Ku mojemu zdziwieniu: nie chodzi o wózek – ten spisuje się świetnie pod warunkiem, że Lilka ma ze mną kontakt. Idąc za tym tropem włączyłem jeden z filmów na YouTube, wziąłem małą na ręce (jest kontakt!), zacząłem ją usypiać, ale skupiłem się na ekranie. Nic z tego – nie ma spania. Albo poświęcam jej pełną uwagę, albo już za chwilę będę zmuszony to zrobić. Jesteśmy na etapie, że to jest jeszcze fajne, ale strach się bać…

Chyba nie ma nic bardziej smutnego niż rozmowa z kimś nieobecnym. Przytakuje, czasem coś odpowie, ale im dłużej trwa ta maskarada, tym bardziej uświadamiasz sobie, że Twój rozmówca jest w innym świecie. Lekcja numer trzy: jeśli chcesz być dla innych, w pierwszej kolejności musisz być z nimi.

Bądź tym, kim jesteś

Lubię mówić do swoich dziewczyn, że w byciu tatą najlepsze jest bycie tatą. Miłość mocno stąpa po ziemi, a ta prawdziwa jest bardzo praktyczna. Nauczono mnie, że zwrot „kocham kogoś” jest podsumowaniem, a nie deklaracją na przyszłość. Za kilka dni wrócę do normalności: pracy, ludzi, którzy są wokół mnie, mniejszych i większych spraw. W końcu nie ma miłości przy pustej lodówce jeśli możliwość jej zapełnienia stoi tuż przed Tobą.

Wrócę też do swoich pasji. To oczywiste, że proporcję muszą być inne, ale jeśli tego nie zrobię, nie będę dobrym tatą. Tyle razy widziałem ludzi, którzy wchodząc w nowy związek, w nowe środowisko, w nowe role, odcinali się od wszystkiego, co było wcześniej. To co nowe stawało się zaborcze i pochłaniające, ale w pewnym momencie zaczynało brakować tlenu. Nie chcę ryzykować, że będąc „za bardzo” przestanę w ogóle być.

Moi rodzice oddali nam się kompletnie i totalnie; często do granic wytrzymałości i jestem za to więcej niż wdzięczny. Pamiętam jednak, że najbardziej twórcze i niezwykle cenne były te chwile, kiedy… zajmowali się sobą.

John Eldredge w „Dzikim sercu” dzieli się czymś mocnym: Mężczyzna musi stoczyć bitwę, musi mieć w swoim życiu jakąś wielką misję, w którą się angażuje i która wykracza nawet poza dom i rodzinę. Musi mieć sprawę, której się poświęca aż po śmierć, ponieważ zostało to wpisane w tkankę jego istoty.

Uwielbiałem jak wieczorami tata opowiadał mi różne historie, jak zwiedzaliśmy Kraków (w tym zakamarki niedostępne dla zwykłych śmiertelników), ale serce puchło mi w specyficzny sposób, kiedy widziałem jego publiczne wystąpienia i społeczne zaangażowanie. Mówienie do ludzi i walka za sprawę to był jego autentyczny żywioł. Nie ważne czy chodziło o likwidacja szkoły czy obniżenie lokalnych podatków. W swoim czasie nie miał sobie równych.

Lekcja numer cztery: poświęcaj swój czas innym, ale nie rezygnuj z siebie. To nie ma nic wspólnego z miłością.

Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł sobie powiedzieć, że byłem tatą na 100% i nie zepsułem tego powołania próbą bycia nim na 200. Choć wiem, że bycie tatą na 200% to nie miłość, a kolejna forma egoizmu, jest trudno już teraz. Na szczęście Flp 4, 13.

[fb_button]

{social-facebook-like}