Mówią: "Szukajcie, a znajdziecie". Powodzenia!

Niezawodna pamięć ciała

Ze szkoły odchodziłem niepogodzony. Ostatniego dnia starłem z tablicy kaligrafowany cytat z  „Małego Księcia” i zastąpiłem go Nietzschem. Nie żegnałem nauczycieli, nie podałem ręki kolegom. Świadectwo odebrała za mnie mama. Miałem 16 lat i mówiłem światu „pierdol się”.

Dzisiaj mam 32 i znowu tu jestem. Odruch sentymentu pcha mnie do klasy, którą się opiekowaliśmy. Odruch uległości każe wstać na widok dawnych nauczycieli. Znowu tu jestem i znów jestem dzieckiem.
Niezawodna pamięć ciała.

Z korytarza na piętrze zniknęło duże lustro. Dziewczyny poprawiały przed nim włosy, my – stroiliśmy głupie miny. W łazience, zamiast odrapanych ścian, białe płytki. Na drzwiach toalet zadnych wyznań, rysunków, żadnego „Jebać Cracovię”. A więc postęp.

W sali, w której miałem plastykę, czeka kilkadziesiąt osób. Co Wam powiedzieć? Że przymiotnik w zdaniu to zbrodnia? Że jeśli nie Vonnegut, to choćby Tolkien, ale czytajcie? Powiem. I jeszcze, że wszystko, co aktualne, straci wartość. Okrutni koledzy, nauczyciele idioci, wyśmiana miłość – wszystko ulegnie deflacji. Jest życie po Brzeziu. Powiem to z triumfem, po którym poczuję się gorzej.

W nocy przeczytam felieton Marcina Wichy w grudniowym „PIŚMIE”. Jego kolegę oblano: najpierw rosyjski, później inne przedmioty. Świadectwo jak wilczy bilet – musiał zmienić szkołę. Oblany odgrażał się, że po wszystkim, na koniec roku, zwymyśla nauczycieli. Naruga im od najgorszych.

Ale nie narugał.

„Tamtego ranka nasz koleżka wydoroślał. Odkrył, że kiedy już można, to nie warto. Że urąganie niczego nie zmienia. Zemsta na zimno smakuje jak większość dań ze szkolnej stołówki”.

 


Cytat pochodzi z felietonu „Flaming” Marcina Wichy („Magazyn PISMO” 12/2018).
Zdjęcie: Ghost Presenter, Unsplash.

{social-facebook-like}