Mówią: "Szukajcie, a znajdziecie". Powodzenia!

Pasmo zmarnowanych szans

Obserwujemy dobre życie innych i dusimy w sobie cichy żal, że nam samym zabrakło szczęścia. Wydaje się, że codzienność to już tylko skutek złych wyborów: zbyt wielu błędów i zbyt wielu zmarnowanych szans. Nie zawsze naszych, bo bywa, że bez zgody ponosimy konsekwencje tego, co zrobili inni.

Żyjemy w osobliwych czasach. Lem (tak bardzo żałuję, że nie mogłem poznać go osobiście) powiedział kiedyś, że jesteśmy jak rozpędzony rowerzysta, który nie może ani skręcić, ani zahamować, ani nawet zobaczyć kamieni, na które wpada. Jedyne co może, to coraz mocniej trzymać się kierownicy. Mam wrażenie, że ta smutna diagnoza z czasem nabiera mocy.

Ulegliśmy iluzji, że miarą i źródłem szczęścia jest posiadanie. Uwagi, aplauzu, dóbr materialnych, stanowiska, odwiedzonych miejsc, oczekiwań, którym udało się sprostać. Potrafimy zaakceptować samych siebie, kiedy jesteśmy wśród innych, a najlepiej o krok przed nimi. Bywa, że manifestujemy lekceważącą obojętność, ale sukcesy i osiągnięcia ludzi wokół irytują nas tak bardzo, że sami przestajemy w to wierzyć.

Pytani o własne szczęście, zwykle odpowiadamy, że tak, oczywiście. W ostateczności, że wszystko na dobrej drodze, bo dzisiaj nie wypada inaczej. Więc jesteśmy: dokładnie tu, gdzie powinniśmy być, gotowi zdobywać, zwyciężać, iść dalej. Kujemy własny los. Przynajmniej do momentu, w którym musimy zostać sami z sobą i trudno kłamać dłużej.

Ulegliśmy iluzji, że miarą i źródłem szczęścia jest posiadanie. Uwagi, aplauzu, dóbr materialnych, stanowiska, odwiedzonych miejsc, oczekiwań, którym udało się sprostać.

Trudno się dziwić. Od wczesnego dzieciństwa jesteśmy poddawani ocenom i porównaniom, sami oceniamy i porównujemy. Innymi słowy, nasza kultura wmawia nam, że bez określonych przedmiotów, reputacji i okoliczności, nie możemy cieszyć się wewnętrznym spokojem. Za Lemem: nikt nie pytał nas, czy chcemy wsiąść na rower.

Tymczasem najczęściej nie posiadamy ani środków, ani reputacji, a okoliczności nie sprzyjają, bo – jak sądzimy – postąpiliśmy kiedyś tak, a nie inaczej. Nieustannie trafiam na ludzi, którzy dzielą się tym sposobem myślenia: gdybym wybrał inne studia, albo nie wybrał ich wcale; gdybym związał się z kimś innym, wybrał inną pracę, opuścił rodzinny dom, moje życie wyglądałoby inaczej. W domyśle – lepiej. Sam łapię się na tej konstrukcji i nie przestaje mnie zadziwiać, jak bardzo jest szkodliwa.

Po pierwsze, koncentrujemy się na przeszłości, a więc na czymś, na co nie mamy już wpływu. To musi rodzić frustrację i rozczarowanie. Wszyscy nosimy w sobie imperatyw kontroli – wewnętrzną potrzebę wpływania na rzeczywistość. Ale rzeczywistość miniona, to właśnie ta, której kontrolować już nie można. Jedyne co możemy, to dać na nią zgodę. Tak, wydarzyło się, nie można cofnąć czasu.

Po drugie, i chyba ważniejsze, kiedy myślimy o własnych błędach i porażkach, a inni ludzie są jedynie przytłaczającym punktem odniesienia, widzimy tylko to, czego nam brakuje. Przestajemy dostrzegać i doceniać dobre strony rzeczywistości. To jak próba obejrzenia świetnego filmu w kinie, kiedy brakuje nam pewności, czy na pewno zamknęliśmy drzwi. Paradoks polega na tym, że pragniemy szczęścia, a skupiamy uwagę na tym, co unieszczęśliwia nas najbardziej.

Wszyscy nosimy w sobie imperatyw kontroli – wewnętrzną potrzebę wpływania na rzeczywistość. Ale rzeczywistość miniona, to właśnie ta, której kontrolować już nie można.

Dobra wiadomość jest taka, że można inaczej. Spotkałem zbyt wiele osób, które stać było na zmianę, żeby w to wątpić. Wszyscy wypracowali w sobie zdolność akceptacji dla tego, co wydarzyło się wcześniej, a czego nie można już zmienić. Jeśli patrzą na innych, to tylko po to, aby inspirować się tym co wartościowe, wyrazić uznanie i życzliwie wsparcie. Nie krytykują, a już nigdy publicznie. Jeśli rywalizują, to z własnymi ograniczeniami, bo jutro chcą być lepszą wersją siebie z wczoraj.

W rezultacie, niezależnie od tego jak spektakularne rzeczy udaje im się osiągnąć, sukcesy same w sobie przestają ich określać. Tak jak przestaje ich określać to, jak wypadają na tle innych. Są wolni.

{social-facebook-like}