Mówią: "Szukajcie, a znajdziecie". Powodzenia!

Przepraszam

Wydaje się, że burza wokół słów abp. Michalika cichnie. Trudno bronić wypowiedzi Przewodniczącego Komisji Episkopatu Polski o współodpowiedzialności ofiar pedofilii w krzywdzie, która stała się ich udziałem. Ważne, że wypowiedź ta, choć w sposób zupełnie niezamierzony, wywołała lawinę komentarzy w samym Kościele. I bardzo dobrze – w końcu rozmawiamy bez ogródek. Szkoda tylko, że często kosztem samych pokrzywdzonych.

Czarne chmury pedofilii, które zebrały się nad Kościołem, traktuję jako egzamin z chrześcijaństwa i człowieczeństwa w ogóle. Niestety, nie wszyscy go zdają. Mateusz Ochman opublikował na swoim blogu tekst Nie przepraszam za księży pedofilów!, w którym oświadcza (za tytułem), że przepraszać nie zamierza.

Mateusz, przykro mi, tym razem oblałeś.

Akcent w złym miejscu

W dyskusji o pedofilii wśród duchownych często pada argument (używa go również Mateusz) dotyczący innych grup społecznych. W równym szeregu obok księży próbujemy postawić nauczycieli, trenerów, lekarzy, nawet elektryków i wykazać tym samym, że mówienie o pedofilii w Kościele jest o tyle niewłaściwe, że problem jest powszechny, a poza Kościołem nawet większy. To nie jest dobra perspektywa: w najlepszym wypadku jest oznaką braku dojrzałości, w najgorszym panicznego strachu i złej woli.

Nie weryfikowałem twierdzenia, że Kościół dotknięty jest pedofilią w mniejszym stopniu niż inne grupy społeczne, ale nie mam też podstaw by w to wątpić. Zakładam, że tak właśnie jest. Rzecz w tym, że to nie ma żadnego znaczenia. Czy fakt, że na stu kapłanów przypada jeden pedofil (to przykład – dane oderwane od rzeczywistości) a na stu nauczycieli aż trzech, naprawdę coś zmienia? Czy rany choć jednej pokrzywdzonej osoby będą mniej bolesne, a drastycznie nadszarpnięte zaufanie do duchownych i Kościoła odzyskane? Oczywiście, że nie.

Jedyne co ulega zmianie to iluzoryczne poczucie komfortu, które tracimy, gdy nasze środowisko (a więc i my) znajduję się w ogniu krytyki. Można to w skrócie opisać zasadą: chcę sprawiać wrażenie, że jestem wyższy, więc wskażę dziesięciu niższych. Ale w chrześcijaństwie nie chodzi o to, żeby czuć się komfortowo. (Mt 10, 34-42). A już na pewno nie chodzi o dobre wrażenie.

Zła miara

Mówimy, że Kościół jest wspólnotą wybranych. Podkreślamy specyfikę powołania kapłańskiego (często zapominając, że jest to powołanie do służby, albo definiując tę służbę po swojemu). Mając jednak  podstawy do takich twierdzeń (zakorzenione tak w Piśmie Św., jak i w Tradycji), nie możemy patrzeć na Kościół przez pryzmat standardów „tego świata”. Społeczeństwo, a w tym osoby niewierzące, mają prawo wymagać od nas więcej, ponieważ na każdym kroku deklarujemy gotowość do życia „więcej”.

Dotyczą nas podwyższone standardy nie dlatego, że jako ludzie jesteśmy ulepieni z innej gliny. To oczywisty absurd. Dotyczą nas one, bo tam gdzie ludzkie zasoby sił okazują się niewystarczające, my jesteśmy gotowi przyjąć pomoc Boga, w którego (podobno) wierzymy. Tyle, że wiara bez uczynków jest martwa i to jest powód, dla którego kolejny argument Mateusza jest więcej niż chybiony.

Świadectwo, nie teoria

Bloger pisze „Gdzie w Piśmie świętym, Tradycji, nauczaniu papieży, Ojców i Doktorów Kościoła mówi się pozytywnie o pedofilii? (…) Jedynym problemem, który Kościół ma z pedofilią jest to, że pedofile wycierają sobie nim mordy. Księża pedofile są takimi zwyrodnialcami, ponieważ nie słuchają Kościoła (…). Dlaczego więc my, katolicy mamy przepraszać za tych zboczeńców?”

Właśnie dlatego, że w Piśmie, w Tradycji, nauczaniu papieży, Ojców i Doktorów Kościoła, o pedofilii mówi się w sposób jednoznaczny i traktuje jako grzech śmiertelny, powinniśmy przeprosić, a nawet więcej (ale o tym za chwilę).

Kościół nie tylko przechowuje depozyt wiary i dba o zgodność nauczania z Objawieniem. Kościół to żywa wspólnota konkretnych, żyjących tu i teraz ludzi, którzy pozostają w osobistej relacji z Bogiem. Wspólnota osadzona w rzeczywistości. Pominięcie, któregoś z tych elementów musi prowadzić do katastrofy.

Kiedy mówię „przepraszam, za księży, którzy dopuścili się tego strasznego zła”  w praktyce znaczy to: wiem, że zaufałeś człowiekowi, który zranił Cię tak bardzo, że trudno o tym mówić; wykorzystał Twój wiek, niewinność, własną przewagę. To nie powinno się zdarzyć i nie jesteś temu winien, nie jesteś za to odpowiedzialny. Przepraszam, bo być może zaufałeś temu konkretnemu człowiekowi właśnie dlatego, że jest księdzem, katolikiem, przykładem. Choć Twoja rana jest głęboka i nie potrafię tego wytłumaczyć, chcę Ci powiedzieć, że w Kościele to nie tak, że ludzie prawdziwie w służbie Boga żyją inaczej. Nie będę Cię przekonywał – to tylko pogłębi Twój ból, ale jeśli pozwolisz, spróbuję Ci to pokazać. I choć wyrządzono zło nie do naprawienia, a Twój oprawca ucieka od odpowiedzialności, dołożę starań, aby Kościół stanął na wysokości zadania i rozpoczął niekończący się proces zadośćuczynienia. Cokolwiek teraz nie myślisz, Bóg i jego Kościół jest dobry.

W nadmiernej trosce o Kościół (która jest zakamuflowaną formą ateizmu – przecież Ktoś złożył nam bardzo jasną obietnicę, Mt 16, 18) istnieje ryzyko, że stracimy z oczu to, co naprawdę ważne. Świadczenie (a nie tylko mówienie) o tym, że Bóg jest. Czasami, że jest mimo wszystko.

To przykre, że bardziej koncentrujemy się na tym jak bardzo jesteśmy atakowani przez tego czy innego dziennikarza, niż na ludziach pokrzywdzonych. Bez dodatkowych „ale”.

Powinniśmy przeprosić i iść o krok dalej: udzielić ofiarom molestowań i ich bliskim pełnego wsparcia, również w formie odszkodowań finansowych. My wszyscy. Tak w trosce o pokrzywdzonych, o sam Kościół, jak i naszą własną relację z Bogiem. Bez tego sam akt przeprosin i przyznanie się do winy pozostaną puste, tak jak wiara, która bez uczynków jest martwa (Jk 2, 14-26).

Ad personam

W jednym z wpisów na Facebooku Mateusz przy zdjęciu Benedykta XVI napisał „Benedykt Zapomniany”. Dopiero po przeczytaniu tekstu, z którym dzisiaj polemizuje, zrozumiałem ile prawdy jest w tym określeniu. To właśnie Benedykt XVI był papieżem, który poświęcił trudnemu tematowi pedofilii wśród duchownych dużo uwagi. Papieżem, który mówił przepraszam zupełnie wprost: „(…) my także prosimy nieustannie o przebaczenie Boga i dotknięte osoby, zamierzając obiecać, że chcemy uczynić wszystko co można, żeby nadużycie to już nigdy nie wydarzyło się.” a przy innej okazji „(…) przepraszam za ból i cierpienia ofiar i zapewniam, że jak duszpasterz podzielam ich cierpienie.”

Mateusz, zapomniałeś?

[fb_button]

{social-facebook-like}