Mówią: "Szukajcie, a znajdziecie". Powodzenia!

Wszyscy jesteśmy hejterami

Obiecałem sobie, że o tym nie napiszę. Wszystko już powiedziano i każdy zabrał głos. Za kilka dni zapomnimy, a mainstream zajmie się kolejnym, jeszcze mniej istotnym tematem. Dotrzymam obietnicy: ani słowa o tenisistkach, które się nie wstydzą. Za to o wszystkich pozostałych.

Z łatwością oceniamy innych i uwielbiamy żyć ich życiem. Sprawa Agnieszki Radwańskiej pokazuje to wyraźnie. Łatwo jest przywalić celebrycie. Obrażenie kolegi z pracy, nawet w Internecie, jest już trudniejsze. Wielu lubi przywalić, nikt nie lubi cieszyć się opinią kogoś, kto czerpie satysfakcję z przywalania. Komuś z pierwszych stron gazet możemy nawrzucać bezkarnie. Każdej osobie, z którą nie łączy nas relacja, również.

Internet nie stworzył tego zjawiska, on je uwypuklił. Tempo i forma komunikacji, brak kontaktu twarzą w twarz, to wszystko nas spłyca. Nic odkrywczego. Żółć, która wypełnia anonimowe komentarze pod sprawą Agnieszki (i każdą inną), nie jest fenomenem Internetu. Dawniej nazywaliśmy innych idiotami w prywatnej rozmowie z kimś, kto myśli podobnie, a więc ta informacja zamykała się w obrębie dwóch osób, lub skromnego grona zaufanych znajomych. Sporadycznie ktoś wychodził z szerszą inicjatywą ryjąc na ławce Ojciec Maćka pasie świnie!, ale to zaufanie dawało poczucie bezkarności.

Dzisiaj dokładnie to samo dzieje się w sieci. Z tą różnicą, że zaufanie (które zawsze niesie ze sobą pewne ryzyko) zamieniliśmy na anonimowość. Nie oszukujmy się – nie jest pozorna.  Szkodliwość obelg jest na tyle niska, że nie docieramy do prawdziwej tożsamości autorów. Nikomu nie jest to potrzebne.

Mówisz tylko o sobie

To co nazywamy hejtem nie jest problemem samym w sobie. To tylko objaw. Niezależnie co i o kim mówisz, zawsze mówisz o sobie. Zawsze. Wróć do ostatnich rozmów, tych z dzisiejszego dnia. Na ile byłeś skupiony na tym, co mówił rozmówca i ile z tego pamiętasz? Na ile na nim samym? Czego jest w Tobie więcej: treści czy opinii o mówiącym? To działa w obie strony. Inni odbierają nas tak samo.

Jesteśmy arcymistrzami w krytykowaniu innych. Choć większość ogranicza hejterską aktywność do złośliwego komentarza rzuconego w biurową przestrzeń i szybkiego mięcha za plecami, to różnica jest niewielka. Kwestia skali. Przyznaję!, ta deklaracja to także rachunek sumienia.

Z perspektywy zawsze mówisz o sobie to już nie jest takie fajne. To wysyłany w świat komunikat:  chcę być wyższy, więc utnę komuś głowę. Pod pozorem zdrowej krytyki i dzielenia się opinią, dodajemy sobie wartości. Problem w tym, że to wraca rykoszetem. Tak naprawdę to komunikat do samego siebie: nie jestem dość dobry. Błędne koło.

Miałem sen

Kilka dni temu pisałem o tym, że najlepiej czujemy się wśród ludzi, którzy nie muszą nic udowadniać. Oni nie pozwolą Ci czuć się gorszym. Jest druga strona tego medalu: nie ma nic bardziej męczącego, niż towarzystwo tych, którzy ciągle szukają dziury w całym. Zawsze znajdzie się ktoś lub coś o czym można powiedzieć, że jest słabe. Wyśmiać. Znam mnóstwo takich osób.

Poznałem też kilku ludzi, z którymi rozmowa zawsze jest inspirująca. Nie są optymistami, którzy zawsze widzą tylko dobre strony. To znów jakaś dziwna skrajność. Ludzie, o których mówię, widzą rzeczywistość taką, jaką ona jest. Różnica polega na tym, że dobre strony akcentują bardziej.

Nie napiszę ani słowa oceny Agnieszki Radwańskiej. To nie jest aż tak ważne. Mam nadzieję, że jeszcze kilka razy zobaczę ją na korcie i będzie w świetnej formie. Myślę, że w przyszłości skutecznie wesprze kilka dobrych akcji społecznych. I tyle. A jeśli pomyślałeś, że to banał, zawsze możesz wytknąć to w komentarzu. Choć najprawdopodobniej zostaniesz zignorowany, to dowiesz się czegoś o sobie.

PS Słowo wyjaśnienia dla tych, którzy przegapili ostatni tydzień. Jakiś czas temu Agnieszka Radwańska wsparła akcję Nie wstydzę się Jezusa. Kiedy kilka dni temu w jednym z amerykańskich magazynów ukazały się jej nagie zdjęcia, organizatorzy akcji uznali, że tenisistka nie może dalej być ich ambasadorem. Stosowne oświadczenie trafiło do Internetu. Zestawienie tych dwóch wydarzeń dość szybko stało się tematem na żer dla mediów i kolejnym pretekstem do tego, żeby poskakać sobie do gardeł. Witamy w naszej bajce.
[fb_button]

{social-facebook-like}