W ubranko, które dzisiaj wydają się nierealnie małe, rok temu wpadałaś bez reszty. Aż trudno uwierzyć. 365 dni. 8769 godzin. Śmiejesz się, płaczesz, wszystkiemu dziwisz i wszystko jest tak oczywiste. Rok. Jesteś tak bardzo nasza.
Uczyłem się mówić i pisać w sześciu językach. W tym starożytnej łaciny, greki i hebrajskiego, ten ostatni wielu wciąż uznaje za święty. A mimo to nie potrafię opisać ojcostwa. Nie znam pojęć, które potrafią określi wszystko to, co dzieje się odkąd jesteś z nami.
Dziesiąty raz oglądam krótki film, zaledwie kilka sekund. Nagrałem ten materiał, żeby pokazać światu cud, którym jesteś. Wahasz się przez chwilę, ale moje wyciągnięte dłonie to argument, który nie wymaga dodatkowych uzasadnień. Biegniesz w moją stronę. Niespełna dwa metry bezwarunkowego zaufania.
Pierwsze miesiące, kiedy nie schodziłaś z rąk, a noc trwała dwie godziny, to już zamierzchłe, całkiem dobre wspomnienie. Przeżyliśmy i mamy się dobrze. Dzisiaj z rąk chcesz przede wszystkim schodzić. Szczególnie wtedy, gdy absolutnie nie powinnaś: blisko ruchliwej jezdni, albo w zatłoczonym centrum handlowym. Noc na dwie godziny bywa już tylko przerywana.
W sobotę, kiedy możemy spać dłużej, Ty już o piątej nad ranem domagasz się szczególnej obecności. Musisz podzielić się czymś ważnym, a okoliczności i potrzeby innych schodzą na plan dalszy. Twoja mama twierdzi, że to kolejny dowód na to, że jesteś właśnie moja.
Zawsze, kiedy udaje mi się wstać wcześniej, siadam tuż obok i przyglądam Wam się w ciszy. Jeśli potrzeba uwagi jest tym, co odziedziczyłaś po mnie, to nienaturalna zdolność zajmowania 80% powierzchni łóżka, każdego łóżka, jest Waszą wspólną cechą. Gdy się budzisz, a ja wciąż jestem, spóźnienie do pracy jest więcej niż pewne. Nie umiem już wychodzić z domu tak po prostu.
Rzeczy ważne często ocierają się o banał. Tak jak to, że z Twoją mamą potrzebujemy się wzajemnie. Miniony rok pokazał to jak żaden inny. Już od pierwszych dni, kiedy wiedziałem, że mam być z Wami, a świat na te kilka tygodni musi przestać istnieć. I później, gdy kolejna nieprzespana noc wytrącała z nas spokój, a emocje brały górę. Zmęczeni, z Tobą na rękach, na końcu śmialiśmy się sami z siebie.
Po jednym z Twoich szczepień potrzebowaliśmy siebie szczególnie. Podejrzewano, że będzie źle. Bardzo źle. W pierwszym szpitalu nikt nie umiał nam pomóc. W drugim robiłem wszystko, żebyś w obcych rękach, kłuta i ściskana, bała się choć trochę mniej. Po dniu badań, testów i wywiadów szczęśliwie okazało się, że szczepienie i znamię nie mają związku. Kiedy miałaś przyjść na świat i pojawiły się komplikacje, modliłem się jak nigdy wcześniej. Myślałem wtedy, że bardziej już nie można. Można. Gdy opuchlizna narastała, a żaden lekarz nie umiał powiedzieć dlaczego, okazało się, że to bardziej jest możliwe. To było w piątek. W niedzielę już całkiem wróciłaś do siebie.
Siedem miesięcy temu pisałem, że jesteś moim małym – wielkim zobowiązaniem. Zobowiązaniem do tego, żeby żyć dobrze. Patrzę jak chodzisz, tańczysz, uczysz się pojedynczych słów, i jak reagujesz na obecność tych, którzy kochają Cię ponad wszystko.
Chciałbym dla Ciebie świata, w którym ludzie myślą o innych więcej niż o sobie, logika służby wygrywa z logiką sukcesu, a potrzebnego etosu nikt nie nazywa niepotrzebnym banałem. Staram się pamiętać, że ten świat to moje codzienne wybory: to jak traktuję innych, z jaką sumiennością wywiązuje się ze swoich zobowiązań, jak dbam o nas.
Rok. Duża rzecz. Bardzo Cię kocham,
Twój Tata
Pierwszy list, który napisałem dla Lilianny, obok bycia szczerą i potrzebną deklaracją mojego ojcostwa, wspierał Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Chciałbym, aby każdy z tych listów (zapewne powstaną kolejne) służył dodatkowemu dobru. Dzisiaj to AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI – projekt, który pomaga dzieciom w potrzebie. Dzieciom, które mimo młodego wieku mają za sobą trudne historie, i które potrzebują nie tyle rzeczy, co drugiego człowieka. Kogoś, kto w nie uwierzy. Akademia aktualnie prowadzi rekrutację wolontariuszy, szczegóły łatwo znaleźć na zostantutorem.pl