Mówią: "Szukajcie, a znajdziecie". Powodzenia!

Czego uczą klapsy? O bezradności i antywychowaniu

Jestem tatą. Codziennie zadaję sobie pytanie, co mogę zrobić, aby w świecie, w którym dorasta moja córka, szacunek nie był wartością deficytową. Przemoc, nawet w najłagodniejszej formie, nie jest najlepiej punktowaną odpowiedzią.

W społeczeństwie, które deklaruje przywiązanie do tradycyjnych wartości, a rodzina posiada szczególny status, nie powinienem czuć się osamotniony. Niestety. Blisko dwie trzecie z nas akceptuje przemoc wobec dzieci, a połowa z badanych rodziców przyznaje, że stosuje kary cielesne. W praktyce zamiast wychowywać, dopuszczamy się masowej zdrady wychowania. Pod niedopasowanym płaszczem troski ukrywamy własną bezsilność, brak kompetencji i niedojrzałość pozbawioną terminu ważności.

Za każdy razem, kiedy w przestrzeni publicznej pojawiają się kwestie wychowawcze, zwolennicy kar cielesnych przytaczają te same argumenty. Klaps to nie przemoc, a często jedyna skuteczna metoda wychowawcza. Alternatywę dla bicia ma stanowić szkodliwe wychowanie bezstresowe. Państwo nie powinno wkraczać w prywatność rodzinnego domu, ani tym bardziej karać rodziców za ich decyzje. Bywa, że argumentem staje się subiektywne doświadczenie: bito mnie, i dzisiaj jestem za to wdzięczny. Choć akceptacja dla przemocy systematycznie maleje, to upór w jakim trwają bijący rodzice, pozostaje niepokojący.

Klaps jest aktem przemocy. Próba definiowania klapsów jako metody wychowawczej, to eufemizm, który ma uspokajać sumienia. Różnica pomiędzy okazyjnym klapsem, a metodycznym biciem dotyczy jedynie skali. Niezależnie od tego czy dopuszczamy się nieregularnych kradzieży niskich kwot, czy profesjonalnie okradamy domy i mieszkania, kradzież pozostaje kradzieżą.

Klaps, jeśli ma mieć sens, musi wywoływać ból. Ale w przypadku łagodniejszych form przemocy, to nie ból jest bohaterem pierwszego planu. Zgoda na agresję obrazuje jak dziecko postrzegane jest w szerszej perspektywie. Czy jesteśmy gotowi w podobny sposób, za pomocą odczuwalnego, ale pozornie nieszkodliwego uderzenia, karać dorosłych? Partnerów, współpracowników, własnych rodziców? W większości przypadków nie, bo żywimy słuszne przeświadczenie, że ludzi nie wolno tak traktować. Jeśli więc pozwalamy na przemoc wobec dzieci, pozwalamy, aby narastało w nich przekonanie, że ich wartość jest mniejsza.

Więcej, dzieci w pierwszym okresie życia nie są zdolne do obiektywnej, refleksyjnej oceny postępowania dorosłych. Rodzic, niezależnie do tego kim jest i jak postępuje, jest dla dziecka całym światem. Kilkulatek nigdy nie pyta: co złego jest z moim tatą? Szuka winy tylko i wyłącznie w sobie. Nie w swoim zachowaniu, ale w sobie.

Dzieci naśladują rodziców. Nasze własne zachowanie ma dużo większe znaczenie niż najszczersze nawet deklaracje. Przemoc, niezależnie od formy, oznacza, że dorosły stanął wobec własnej bezradności. Nie potrafił znaleźć rozwiązania, zabrakło cierpliwości i wiedzy. Osobiście obawiam się świata, w którym to agresja, a nie prośba o pomoc, jest odpowiedzią na przerastające nas problemy. A właśnie taki schemat postępowania w świadomości najmłodszych pozostawiają niewinne klapsy. To prawda, że uczą, ale tylko złych rzeczy.

Jak mantra powraca argument o wychowaniu bezstresowym. Miejskiej legendzie, której nikt, nigdy nie widział, ale łatwo po nią sięgać. Tymczasem rodzice, którzy nie biją swoich dzieci, zazwyczaj są osobami o dużo większej świadomości wychowawczej. Doskonale wiedzą, że rozsądnie wyznaczane i egzekwowane granice, dają dziecku poczucie bezpieczeństwa. Są potrzebne.

Problem nie dotyczy braku ograniczeń, czy kompletnego braku kar, ale ich kształtu. Przemoc jest tą formą, która przynosi więcej szkód, niż pożytku, i również z tego powodu nie można nazywać klapsów metodą wychowawczą.

Pomiędzy aktem agresji, a nieograniczoną wolnością, istnieje ogromna pula działań, z których można skorzystać. Zwykle kosztują więcej wysiłku, zaangażowania, często wsparcia osób trzecich. To ostatnie wymaga przekroczenia siebie i przyznania, że potrzebujemy pomocy. Ale przecież miłość (w tym rodzicielska) właśnie dlatego jest miłością, że dla dobra innych pozwala wyjść poza własną małostkowość.

Zmiany prawne, które mają ingerować w życie rodziny, a dotyczą przemocy wobec dzieci, budzą sprzeciw. Paradoksalnie najwięcej zastrzeżeń zgłaszają te środowiska, które w innych obszarach zabiegają o szczególny status prawny rodziny. W tym punkcie rozmów dochodzimy do największych absurdów.

Po pierwsze dlatego, że bicie dzieci jest już prawnie zakazane. Po drugie, dochodzi do przeramowania dyskusji. Nikt, absolutnie nikt, nie zamierza odbierać dzieci tym rodzicom, którzy zapewniają podopiecznym odpowiednie warunki, a popełniają jedynie incydentalne błędy. Im państwo powinno zapewnić niezbędne wsparcie.

Nie może być jednak tak, że w obliczu ustawicznej, metodycznej przemocy dorosłych wobec dzieci, instytucje państwa nie posiadają narzędzi przeciwdziałania oczywistemu złu. Równie dobrze można uznać, że mąż, który biję żonę, może czuć się bezkarny tak długo, jak ona sama nie postanowi temu przeciwdziałać. Porównanie jest o tyle nietrafione, że w praktyce dziecko nie ma żadnych możliwości przeciwstawienia się agresji. A obrona tych, którzy nie potrafią obronić się sami, jest nie tylko prawnym obowiązkiem państwa, ale moralnym obowiązkiem każdego z nas.

W przypadku nadinterpretacji przepisów (kilka z nich nagłośniły media), problemu nie stanowi samo definiowanie klapsów, ale jednostkowy błąd tego, kto źle egzekwuje słuszne prawo.

Zwolennicy kar cielesnych zazwyczaj sami są ofiarami przemocy. Racjonalizują swoje wspomnienia, a samej agresji przypisują zbawienny, wychowawczy wpływ. To szczególnie trudna sytuacja, bo wymaga weryfikacji opinii o własnych rodzicach. Jednocześnie stanowi dużą szansę na własny rozwój i autonomię. Kiedy słyszę, że ktoś był bity, i dzięki temu jest dzisiaj tym, kim jest, zawsze odczuwam silną potrzebę odwrócenia tego twierdzenia. Kim byłbyś, gdyby twoi rodzice, zamiast bić, poświęcili ci więcej czasu i uwagi, więcej mówili, a przede wszystkim słuchali uważniej? To pytanie zazwyczaj pozostaje bez odpowiedzi.

Tuż przed zaśnięciem lub zaraz po przebudzeniu, mówię swojej córce, że jest piękna, mądra i ważna. Podkreślam, że kochamy ją tylko dlatego, że jest. Bez warunków dodatkowych. Jej pojawienie się na świecie sprawiło, że musiałem przewartościować swoje myślenie i wyjść poza utarte schematy. Wiem, że to jest możliwe. Mam nadzieję, że nigdy jej nie uderzę, a jeśli nie będę w stanie sprostać tej, czy innej sytuacji, znajdę w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby poprosić o pomoc. Strach, brak poczucia bezpieczeństwa, zagubienie i ból zadawany przez tych, którzy nigdy zadać go nie powinni, nie może wypełniać przestrzeni zarezerwowanej dla miłości, akceptacji, szacunku i troski.

Jestem tatą. W gruncie rzeczy to pierwszy, ostatni i wystarczający argument za tym, aby nigdy nie dać zgody na przemoc. W żadnej formie.


Tekst jest komentarzem do wyników badań, które przeprowadzono na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka. Badania wykazały, że aż 61% Polaków akceptuje klapsy. Większości rodziców (64%) zdarzyło się je stosować, a 28% badanych akceptuje nie tylko klapsy, ale również inne formy przemocy. Aktualnie trwa kampania społeczna Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy, do której spot wyreżyserował Jan Komasa. Artykuł pierwotnie pojawił się na łamach portalu Onet.

{social-facebook-like}