Urlop macierzyński nie jest przywilejem kobiet. Jest dobrem wspólnym, bo jako ludzie, jesteśmy za siebie odpowiedzialni. To, że kobiety stają naprzeciw trudnego wyboru pomiędzy poczuciem bezpieczeństwa, a własnym macierzyństwem, oznacza, że oblaliśmy kolejny egzamin.
Żadne rozwiązanie prawne nie przyniesie efektu, dopóki nie zmienimy sposobu myślenia. O macierzyństwie, relacjach i pracy. Nie kobiety, nawet nie przedsiębiorcy. My, wszyscy.
Tu nie chodzi o pieniądze
Żyjemy w kulturze, która wtłacza w nas przekonanie, że celem prowadzenia biznesu jest zysk i wpływy. Ale to nie działa w ten sposób. Pieniądze nie mogą być celem. Jeśli tak się dzieje, wcześniej czy później, ktoś cierpi.
Wycieramy sobie usta humanizmem i prawami człowieka, a zapomnieliśmy o czymś bardzo podstawowym: celem zawsze powinien być człowiek. Miarą tego kim jesteśmy, nie jest stan posiadania, ale sposób w jaki traktujemy innych.
Zysk jest zaledwie niezbędnym środkiem do funkcjonowania w poczuciu stabilności i komfortu. Finanse stanowią tylko i aż pomost do rzeczy zdecydowanie ważniejszych. Posiadanie i pomnażanie dóbr nie jest ani dobre, ani złe – to sposób użycia decyduje o ich wartości.
Tak długo, jak przedsiębiorcy nie będą w stanie zaakceptować, że ich empatia i zdolność do poniesienia kosztów, jest niezbędnym wsparciem dla przyszłych mam, tak długo urlop macierzyński będzie trudnym dylematem. I to niezależnie od długości jego trwania.
Dwa dni po tym, jak Stworzon pojawił się na świecie, jeszcze w szpitalu odebrałem telefon. Dzwoniła przełożona żony. Do mnie, bo nie chciała niepokoić Kamili. Z troską zapytała o przebieg porodu i nasze samopoczucie, złożyła gratulacje i przekazała pozdrowienia od pozostałych współpracowników. Zapewniła, że kwestie formalne związane z urlopem i wynagrodzeniem dopełnimy wtedy, kiedy będzie to możliwe.
Pomyślałem, że właśnie takim pracodawcą chcę być, i że nadal istnieją ludzie, którzy potrafią efektywnie zarządzać, a jednocześnie elementarnie dbać o innych. To nie miało nic wspólnego z przepisami, ale bardzo dużo z człowieczeństwem.
Jedna mama, tysiąc spraw
Maluch towarzyszy nam piąty miesiąc. Jeśli w tym chronicznym zmęczeniu, braku snu i czasu na oddech czegoś żałuję, to jedynie, że zwlekaliśmy tak długo. Jest cudownie, ale cudownie nie znaczy łatwo.
Okres tuż po porodzie był trudny. Kamila dochodziła do siebie długo, a obciążenia związane z nową rolą, karmieniem piersią, narastającymi ze wszystkich stron oczekiwaniami i tysiącem pytań, robiły swoje. Jeśli na horyzoncie tych spraw pojawia się dodatkowy niepokój związany z pracą, sytuacja nie należy do najprzyjemniejszych.
Przede wszystkim: to niezwykle intymny i ważny czas dla rodziców, kiedy po pobycie w szpitalu wśród obcych ludzi, strzykawek i preparatów, wreszcie mogą zostać ze swoim maleństwem sami. W ciszy i spokoju. Nikt nie ma prawa stać temu na przeszkodzie.
Stworzon jest materiałem wymagającym. Przez pierwsze trzy miesiąca spaliśmy na zmianę po 2-3 godziny. Lila zwijała się w kolkowym bólu, a jedyne co przynosiło ulgę, to sprężysty, szybki chód. I mordercza dieta żony. A więc ja chodziłem, a ona starała się nie umrzeć z głodu. W tym okresie próba zobowiązania kobiety do pracy (łącznie z obowiązkami domowymi), jest aktem przemocy.
Kolki ustąpiły, ale czas, który nasz maluch potrzebuje na sen, drastycznie zmalał. Jest hiperaktywna. Oddanie jej w ręce opiekunki lub do żłobka nie wchodzi w grę. Trudno powiedzieć, kto umarłby z zapłakania pierwszy: ona czy my.
Przyszłość
Ten rok obecności przy maluchu jest potrzebny. Dyskusja o tym problemie, oprócz kwestii zatrudnienia, odsłania jeszcze dwa aspekty.
Kobiety w obawie o utratę pracy unikają długich przerw. Ten lęk towarzyszy im również wtedy, kiedy mąż pracuje i jest w stanie utrzymać rodzinę. Z jakiegoś powodu przestaliśmy wierzyć w trwałość związków. A to nie ma nic wspólnego z kulturą organizacyjną firm.
Kiedy pisałem o aborcji, mówiłem, że ucieczka od odpowiedzialności za to, co się stworzyło, jest tchórzliwą zdradą męskiej tożsamości. To w nią trwale wpisane jest ojcostwo. My, mężczyźni, możemy podnosić głos przeciw tej czy innej ideologii, ale tak długo, jak nie zaczniemy związków traktować na serio i z koniecznym poświęceniem, tak długo nie mamy prawa do słów krytyki.
To my ponosimy odpowiedzialność za to, że nasze żony i dziewczyny obawiają się dnia, w którym znikniemy bez słowa. I zostawimy je z życiem same sobie.
Praca i rozwój zawodowy, choć nie najważniejsze, są istotne. Potrzebujemy realizacji na wielu płaszczyznach. To nie jest coś, co może zostać zarezerwowane jedynie dla mężczyzn. Przychodzi taki czas, w którym permanentna obecność mamy, nie jest dobrem koniecznym. I to znów jest przestrzeń, w której mężczyźni powinni być obecni. Bycie razem zawsze jest partnerstwem. Wspieramy się.
Moja żona jest w domu i jeszcze przez jakiś czas chce tu zostać. Planujemy Stworzona nr 2. Czasem mam wrażenie, że jest specjalnie zaprojektowana do bycia mamą. Jej wrażliwość, cierpliwość i intuicja zadziwiają. Jeśli jednak zdecyduje się wrócić do pracy, albo zająć czymś zupełnie swoim, a konsekwencją będzie ograniczenie moich aktywności, to dobrze. Mój świat nie ucieknie.
Kryzys
Umiera nas więcej, niż się rodzi. Starzejemy się i nagle, w trosce o czubek własnego nosa, bijemy na alarm. Kryzys demograficzny jest paradoksem: starzejemy się, bo nigdy nie staliśmy się dorośli. Chcemy zdobywać, robić wrażenie i posiadać. Zabija nas własny egoizm.
A wystarczy, że na chwilę rachunek zysków i strat przestanie być najważniejszy; że macierzyństwo zaczniemy traktować jako wartość samą w sobie, a nie alternatywę dla normalności. W końcu, że tam gdzie kobiety potrzebują wsparcia, będziemy obecni.
[fb_button]