Nie oszukujmy się – świnia na sterydach to prawdziwy powód do zmartwień.
„Czy do posiadania świni w domu potrzebne jest specjalne zezwolenie?” – pyta użytkownik popularnego forum, który widział, jak sąsiedzi wyprowadzają prosiaka na spacer. Pomyślałem: nic nadzwyczajnego, każdy z nas hoduje świnie w sobie.
1.
W połowie drogi między ciałem (wagon barowy) a duchem (wagon „Strefa Ciszy”) spotkałem Michała Rusinka.
– Dzień dobry panie Michale. Nie znamy się. Chciałem się tylko przywitać i życzyć dobrej podróży.
W tym samym wagonie, tuż obok, usiadł prof. Hartman. Profesor, odniosłem wrażenie, obserwował nas z ciekawością. Już chciałem zażartować, że „dzień dobry, pociąg osobistości”, ale w ostatniej chwili doszła do głosu moja wewnętrzna świnia. Cytuję: „A chuj tam, niech się męczy, że Rusinka poznają, a jego nie”. Uległem i było mi z tym trochę śmiesznie, a trochę wstyd. Bardziej śmiesznie – uczciwie przyznaję.
2.
Na środku kuchennego stołu leżała Kinder Niespodzianka. Nie skłamię, jeśli powiem, że leżała zapraszająco, a nawet błagalnie. Była północ, byłem głodny.
Dzień później żona doniosła Facebookowi, a wpis zgromadził sprawiedliwych. Pisali: „Tak upadają autorytety”, „Konrad, myślałem, że można ci ufać”, „Wnoszę o odebranie statuetki Blog Roku. Wpisujcie miasta”. Ktoś zauważył, że historia z nocy to recydywa.
Żeby Państwo dobrze zrozumieli wagę przewinienia: w hierarchii potrzeb mojej córki Kinder Niespodzianki zajmują pierwsze miejsce. Dalej jest kot, trampolina, pani z przedszkola i Hubercik („Najulubieńszy kolega, bardzo miły”). Szóste miejsce dzielimy z małżonką.
3.
Słownik języka polskiego PWN stwierdza, że zazdrość to uczucie przykrości spowodowane brakiem czegoś, co bardzo chce się mieć i co inna osoba już ma. Zawiść – uczucie silnej niechęci do osoby, której się czegoś zazdrości.
Lista osób, które darzę „uczuciem silnej niechęci” nie jest długa. Ale istnieje i zdarza się, że moja świnia czyta ją do poduszki. Dominują nazwiska kolegów dziennikarzy i blogerów – tych częściej nagradzanych albo więcej zarabiających. Rzadziej ładniejszych, bo na tym odcinku zdążyłem pogodzić się ze sobą i lustrem.
W przypływie chwilowej frustracji założyłem na Facebooku konto pod fikcyjnym nazwiskiem. Jednemu z kolegów z listy zamierzałem wysłać wiadomość, że to, co pisze, jest żenujące – tylko dłużej i brzydko.
4.
Wzrok prof. Hartmana mógł być moją fantazją – trudno zaglądać komuś do głowy. Mimo wszystko postanowiłem, że jeśli będzie okazja, powiem: „Panie profesorze, widzę pana po raz kolejny, ale dopiero teraz starczyło mi odwagi, żeby się przywitać”. Uprzejmość nie jest afirmacją poglądów, ale człowieka.
Wpis na Facebooku i lament sprawiedliwych zauważył o. Mariusz, rzadki przykład wierzącego księdza. Pracowaliśmy wspólnie, dzień później zostawił na moim biurku dwie Kinder Niespodzianki. Wyjątkowa lekcja serdeczności.
Po tym, jak w formularzu rejestracyjnym wpisałem fikcyjne nazwisko (Marcepan), zawstydziłem się własnym zamiarem. Na szczęście w tym jednym przypadku świnia przegrała z sumieniem. W rezultacie uparłem się, że w pracy kolegi najpierw znajdę coś dobrego, a później napisze mu o tym.
5.
Użytkownik popularnego forum wyjaśnił, że świnię ucywilizowano: pachniała, nosiła szelki i modny kolczyk. W Internecie znalazłem informację, że właściciele myją ją szamponem dla dzieci.
Świnię niebezpiecznie przeganiać, bo wróci dzika – już od Freuda wiemy, czym grozi wyparcie. Ale założyć szelki i umyć? To nie brzmi całkiem głupio.
Felieton ukazał się w magazynie „Coaching” (2/2017); numer wciąż jest dostępny w sprzedaży, bardzo polecam.