Mówią: "Szukajcie, a znajdziecie". Powodzenia!

O świętach mimo wszystko

Trudno składa się świąteczne życzenia przyjacielowi, który już za kilka minut wróci do więziennej celi, a te i kilka kolejny świąt spędzi w zamknięciu. Tu żadne słowa nie są dobre. Można tylko odwrócić się w stronę okna i w pośpiechu skłamać, że ta łza to od słońca.

Mam szczęście. Te święta spędzimy z rodzicami mojej żony, jej rodzeństwem i bliskim. Choć bywa, że nasze relacje nie są idealne – nie jestem człowiekiem łatwym – kochamy się. Wiem, że czekają tam na mnie.

Chwilę temu wróciłem ze swojego rodzinnego domu, zaniosłem prezenty i poprosiłem, żeby otwarli już teraz: chciałem zobaczyć ich reakcję. Brat, który dostał czołową latarkę, powyciągał baterie ze wszystkich zegarów, i paradował przez chwilę po mieszkaniu. A wydawało się, że dorosły człowiek.

Choć nie prezenty, a nawet nie rodzinna bliskość jest w tych świętach najważniejsza, to dużo w tym potrzebnego dobra. Mam szczęście, którego nie wszyscy mogą w tym czasie doświadczać. Właśnie o nich chcę dzisiaj pamiętać szczególnie, a w tej okołoświątecznej zamieci, tak trochę się o nich upomnieć.

Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie

Wigilia w zakładzie karnym ma kilka twarzy. Jest coś ujmującego w ludziach, którzy obciążeni bagażem swoich złych wyborów, i krzywdą wyrządzoną innym, nieśmiało łamią się opłatkiem. I jest coś przejmującego, kiedy pod pozorem uśmiechu, widać w ich oczach samotność i tęsknotę za tym całkiem normalnym życiem. Z żoną zagonioną w kuchni, i dziećmi przy choince. To naprawdę trudno opisać.

Można mówić, że przecież to konsekwencja, często mało sprawiedliwa, bo wyrok zbyt niski, a zło nie do naprawienia. To prawda i trudno z tym dyskutować, ale może warto, tak na chwilę, odłożyć nasz ludzki sąd na bok. W końcu Bóg przyszedł nie tylko do tych, którzy się dobrze mają. (Mt 9, 11-13).

Byłem głodny, a daliście Mi jeść

Kilka dni temu, przy okazji kupowania prezentów, obserwowałem jak ochrona centrum handlowego przepędza bezdomnych. Lekki mróz zdążył już ściąć powietrze. Ze swoim przykrym zapachem, wulgarnością i biedą, tak nie pasują do tych naszych, udekorowanych świąt.

Ten obraz jeszcze przez jakiś czas będzie moim wyrzutem sumienia. Zabrakło odwagi, żeby odpuścić sobie jeden prezent, i kupić coś dla nich. Zapewne odmówiliby konstruktywnej pomocy, tak najczęściej bywa z bezdomnymi, ale ciepłe szaliki i rękawiczki, nie wyrządzą im szkody.

Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie

Wielu moich znajomych, za chlebem i lepszym życiem, ruszyło gdzieś w świat. Rozsiani po Europie, obu Amerykach, czasem mrugną zielonym statusem na Facebooku. Tu, po sąsiedzku, ich rodzice, rodzeństwo, czasem stęsknione żony i dzieci. Nie wszystkim udało się wrócić.

Moje dziewczyny wyjechały kilka dni temu. Pomyślałem, że dobrze nam to zrobi. Trochę odpocznę, w końcu prześpię całą noc. A później, zaledwie po kilku godzinach, kiedy wszedłem do pustego pokoju i zobaczyłem rozrzucone w pośpiechu grzechotki, pusty przewijak, pomyślałem, że tak odpoczywać wcale i nigdy już nie chcę.

Oczywiście, jest w tym jakiś brak rodzicielskiego doświadczenia; wszystko co mówi mi, że jestem tatą, ciągle jest świeże. Ale ta tęsknota jest prawdziwa. I myślę sobie jak trudno musi być, kiedy ludzi bardzo bliskich dzielą tysiące kilometrów. Zwłaszcza w święta.

Emmanuel, to znaczy Bóg z nami

Dla nas to Boże Narodzenie jest wyjątkowe również dlatego, że to pierwsze, kiedy jest z nami Lila. Długo czekaliśmy na ten czas. A są przecież domy, kiedy tego dziecka jeszcze, albo już nie ma.

Ludzie łamią się opłatkiem w ośrodkach pomocy społecznej, na oddziałach intensywnej terapii, w hospicjach, noclegowniach dla bezdomnych. W miejscach, w których – wydawać by się mogło – nadzieja jest ostatnią, logiczną rzeczą. A mimo to, szczerze życzą sobie zdrowia i spokoju.

Bóg przychodzi. Czasem, nawet kiedy w niego nie wierzymy, dobrze spróbować dostrzec Go w drugim człowieku. Tym obok, i tym całkiem daleko. Zostaw na chwilę zamieszanie i chaos codzienności.

[fb_button]

{social-facebook-like}