Mówią: "Szukajcie, a znajdziecie". Powodzenia!

Tata wjechał do garderoby

Pierwszy nie planował, że zostanie ojcem – jego syn zdecydował, że będzie inaczej. Drugi został tatą z wyboru, co nie wszystkim mieściło się w głowie. Podczas spaceru usłyszał: „To niemożliwe! W wózku na pewno jest lalka!”.


Dominik „Rymek” Rymer o tym, że nie wstanie, dowiedział się przypadkiem i było to motywujące. Lekarz wyprosił rodziców na korytarz, ale zapomniał zamknąć drzwi – diagnoza stała się publiczna:

– Stan syna jest ciężki. Do końca życia zostanie na wózku.

Rymek:

– Za kilka miesięcy tu przyjdę, stanę w progu i powiem: „Stary, myliłeś się. Co z ciebie za lekarz?”.


Do Dominika Wietraka niepełnosprawność dotarła przez sen. Nie spał w nocy (dzięki czemu uratował sąsiadującą ze szpitalem kamienicę, kiedy stanęła w płomieniach), zasnął w trakcie rehabilitacji.

– Człowiek rusza moimi nogami, a ja zasypiam. Co to znaczy?

Wcześniej powiedział do mamy:

– Nie płacz, przecież mnie naprawią!

Nie uwierzyła, syn miał zostać rośliną. Później odwlekała zakup wózka, bo wózek to była zgoda na brak nadziei.


Rymek w szpitalu nie doświadczył buntu:

– Sam sobie to zrobiłem. To były moje decyzje, mój skok. Może gdyby ktoś inny wyrządził mi krzywdę? Na przykład w wypadku samochodowym?

U Dominika bunt wzbudzali ci, którzy wracali do pionu. Leżał w sali z sześcioma innymi. Nie pamięta twarzy, bo jeśli gdzieś patrzył, to najczęściej w sufit.

– Mówiliśmy: „Patrz, ten się połamał, a wstaje, idzie do domu. Dlaczego oni mogą, a my nie?”.

Nie wierzył, że proste czynności może wykonywać samodzielnie, a utrata samodzielności to rozpacz. Mówił rehabilitantom:

– Człowieku, ty jesteś zdrowy, ja nie potrafię. I tak nie będę chodził, to wszystko psu o dupę!

Samodzielność jednak wraca, przychodzi etapami. Etap 1 to brak wyjścia.

Fundacja Aktywnej Rehabilitacji prowadzi turnusy dla osób z urazami kręgosłupa. Uczą połamanych, jak założyć koszulę, jak umyć zęby, jak wsiąść na wózek. Dominik Wietrak potrzebował stałej opieki, więc na turnus pojechał z ojcem.

Po jakimś czasie został sam, na tatę czekała praca, żona i roczny brat Dominika. To wtedy okazało się, że w rękawicach sportowych (zwiększają przyczepność) można utrzymać widelec,  a schemat „nadział-ugryzł” nie zabija smaku. Pierwszy napełniony kubek był jak nowe życie:

– Straciłem godzinę, rozlałem połowę. Ale udało się.

Etap 2 to Wzorzec Osobowy.

Rymek po powrocie ze szpitala nie chciał spotykać rówieśników. Przynosili litość albo świat, do którego on już nie należał. Żyli szkołą i osiedlem, on – rehabilitacją i czwartym piętrem bez windy.

Wzorzec Osobowy trafił do Dominika podstępem, na ciche zaproszenie rodziców („Bali się, że każę mu wyjść”). Wzorzec przez półtorej godziny opowiadał o Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, turnusach i projektach. Dominik nie słuchał, czekał, chciał zadać tylko jedno pytanie:

– Człowieku, jak ty wjechałeś na czwarte piętro bez żadnej pomocy?

Etap 3 to gruba kreska.

Dominik po kilku miesiącach rehabilitacji powiedział sobie:

– Cholera, trzeba zapomnieć i zacząć żyć normalnie. Trzeba to stare odciąć grubą kreską.

Jest jeszcze etap czwarty, dodatkowy. To „murderball”, czyli rugby. Jedyny drużynowy sport dla tetrusów. Tetrus (od tetraplegii, porażenia czterokończynowego) to pojęcie podsłuchane, slang. Z innych ciekawych:

kulawy lub połamany – człowiek na wózku
obrzyn – człowiek, który stracił jedną z kończyn
inwalida – obraźliwie o kulawym, synonim słowa „debil”

Dominik:

– To było niedorzeczne, bo ledwo jeździłem na wózku. Ale zapięli mnie, ktoś we mnie przywalił, ja w kogoś. Pierwszy raz od wypadku poczułem się pewnie.

Wózek do rugby wygląda jak odwrócony rzymski rydwan. Zawodnik zostaje przypięty specjalnym, ciasnym pasem. Na dłonie zakłada gumowe rękawice sztywno oklejone taśmą. Część osób, dla zwiększenia przyczepności, smaruje ręce klejem.

– Tam nie zobaczysz osób z niepełnosprawnością. Zobaczysz sportowców. Na boisku jesteśmy gladiatorami.

Rymek (to on zaraził Dominika sportem) zdobył mistrzostwo Polski w szpadzie i wicemistrzostwo we florecie. Współtworzył kadrę narodową, walczył w Mistrzostwach Europy, ale zostawił szermierkę. Twierdzi, że z nadmiaru spraw. Koledzy – że szermierka przegrała z rugby („Zobaczył, że szpada jest dla pizdusiów!”).


halo_tato_0


Na forum wizaz.pl ktoś zapytał: „Czy znacie osoby niepełnosprawne będące w szczęśliwych związkach?”. Obok dobrych historii, zdanie-bumerang: „Prędzej czy później kobieta będzie potrzebować faceta, przy którym będzie mogła czuć się bezpiecznie, a nie przy którym ciągle musi czuwać i być tą twardą, tą, która większość ma na głowie”. W odpowiedzi argument z teorii Maslowa: „W związku nie chodzi o partnerstwo, chodzi o miłość. Każdy potrzebuje kochać i być kochanym”.

Kiedy Rymek poznał Olę, był już instruktorem i wzorcem osobowym, mieszkał sam. Ola po roku przestała być tylko koleżanką.

– Przychodziła na rugby, wychodziła z nami piwo. Nie czułem się gorszy od innych.

Lęk dał o sobie znać później i sprawił, że Rymek mógł zjeść wszystko, nawet stół:

– Bałem się, jak mnie przyjmą rodzice Oli. Wiesz, przyjeżdża koleś na wózku. Pół biedy, że na wózku, ale jeszcze niesprawne dłonie! Zaprosili mnie na obiad. Nie pamiętam, co jedliśmy, taki byłem zestresowany.


Dominik opublikował ogłoszenie: „Wynajmę pokój w zamian za opiekę”. Skierował je do kobiet, nie umie powiedzieć dlaczego.

– Casting był prześmieszny, przychodziły różne dziewczyny. Większości musiałem podziękować.

Dziękował balangowiczkom, łapciuchom („Wyglądały tak źle, że nie mogłem im powierzyć swojego bezpieczeństwa”), skrupulatnym i wystraszonym studentkom („Nie poradziłyby sobie”). Jedna z kandydatek zapytała, czy opieka to również seks.

– Zamurowało mnie, odpowiedziałem, że nie, że absolutnie. Potrzebowałem kogoś, kto mi pomoże wystartować: posadzi na wózku, włoży buty, przygotuje obiad, zadba o mieszkanie. Zresztą, ona była nieszczególna.

Z Anetą spotkał się przy Pałacu Kultury, już w autobusie dostrzegł, że jest z dwójką dzieci (jednym własnym i drugim chwilowo pod opieką). Docenił szczerość i dojrzałość – od razu  powiedziała, że jest samotną matką. Przedstawił swoje potrzeby, pomyślał, że to może się udać. W niej narastały wątpliwości. Do dzisiaj pamięta, jak na przejściu dla pieszych chciała puścić dzieci i chwycić jego wózek („Bo czy on sobie na pewno poradzi?”). Z czasem zaczęło im przeszkadzać, że mieszkają w osobnych pokojach.


W grudniu 2006 r. ONZ uchwaliła Konwencję o Prawach Osób Niepełnosprawnych. Strony konwencji uznają rozliczne prawa, między innymi prawa osób niepełnosprawnych do założenia rodziny, w tym  „do podejmowania swobodnych i odpowiedzialnych decyzji o liczbie i czasie urodzenia dzieci” (Art. 23, pkt 1b). Polska została stroną w 2012 r. Dominik Wietrak został ojcem trzy lata wcześniej. Jego syn nie pytał o międzynarodowe ustalenia.

Kiedy układ „opieka za pokój” przestał być aktualny, Kacper mieszkał z babcią, 140 km od Warszawy. Z mamą widywał się w weekendy. Biologiczny ojciec, choć bliżej, chorował na trudną przypadłość: nałogowe składanie obietnic bez pokrycia. Kacper płakał do słuchawki telefonu.

Dominik: – No to dawaj go tutaj, do Warszawy.
Aneta: – Ale jak to?
– Normalnie, do Warszawy. Jest miejsce, są przedszkola.
– Przecież ja pracuję!
– Przecież ja jestem w domu! Nie wezmę go na ręce, ale mogę się nim zająć: położyć spać, włączyć bajkę, zabrać na spacer.

Dominik nie myślał o zostaniu tatą, nie pisał się nawet na wujka („Wujek? Nie lubię tego słowa”). Chciał pomóc Anecie, bo dzięki niej odciął pępowinę:

– To ona dała mi normalność.

W lecie Dominik odbierał Kacpra z przedszkola, zimą robiła to córka sąsiadów. Kacper mówił do niego po imieniu, czasem zdrobniale.

– Patrzyłem, jak dorasta, jak uczy się nowych rzeczy, jak idzie do szkoły. Przeżywałem sukcesy i drobne porażki. Poczułem się ojcem. Papier i biologia nie miały znaczenia. Ale nigdy nie podjąłem decyzji, nie powiedziałem: od dzisiaj jestem tatą.

Decyzję podjął Kacper i zrobił to w szkole.

Zadanie: narysuj rodzinę. Rysunek: mama, Kacper i tata na wózku inwalidzkim.
Później przyszli koledzy, pytali, czy może wyjść na dwór.
Kacper:  – Muszę zapytać taty.

Dominik płakał.


Dobrze zbudowany zawodnik rugby, z brodą jak u wikinga i w bluzie z godłem Polski, mówi o dziecięcych skarpetkach „takie maciupkie”. Skarpetki kupiła Ola i w ten sposób Rymek dowiedział się, że jest ojcem.

– Poczułem szczęście.

Decyzja o posiadaniu dzieci była świadoma, podjęta jeszcze przed ślubem:

– Chcieliśmy być normalną rodziną. Bałem się, że to nie będzie możliwe. Poznałem Olę 10 lat po wypadku. Prowadzę siedzący tryb życia, to ma znaczenie. Jeszcze przed ślubem zrobiłem badania.

Plemniki zdały egzamin z żywotności. Później była szkoła rodzenia, przygotowania pokoju, wybór ubranek. Rymek już dawno przestał wyrzucać kolegów, więc ci pomogli skręcić łóżeczko.

– Nawet nie musiałem się z nimi specjalnie umawiać. Przyszli na mecz.

Telefon, że to już, złapał go w pracy. Jeszcze w drodze zadzwonił do swoich rodziców, żeby pomogli zejść Oli. Nie chciał wysiadać z samochodu.

– Jeszcze nigdy nie jechałem tak szybko.

Towarzyszył żonie podczas porodu. Przeciął pępowinę. Dwukrotnie, bo dwa lata po Kubie na świat przyszła Natalia.


Dominik chciał imponować Anecie, udowodnić i jej i światu, że sprosta.

– Chciałem być ojcem idealnym. Miałem swoje oczekiwania i swój pomysł na Kacpra. To było niedojrzałe, ojcostwo nie jest do imponowania.

Aneta:

– Ktoś powie, że mam dwoje dzieci. Ale teraz to Dominik jest dużą pomocą dla mnie. Niestety, nauczyliśmy Kacpra, że to my pamiętamy o zadaniach domowych. To Dominik z nim pracuje.

W domu Dominika są dni, które mają status święta:

– Tato, kupiłeś już bilety?

Jadą na Legię. W szalikach, razem z innymi kibicami. Kacper wie, że trzeba pomóc przy krawężniku albo pod górkę. W autobusie opuszcza klapę-podjazd, tak żeby kibice na wózkach mogli wjechać do środka (czasami na mecz jadą koledzy z rugby).

W drodze Kacper skacze jak inni. Śpiewa, że Legia jest najlepsza i co brzydkiego zrobią z drużyną przyjezdną. Dominik:

– Są granice, nie przeklinamy, ale pozwalam mu w tym być. To jest język kibiców, nasz świat. Wolę towarzyszyć niż zakazywać.

Kiedy Legia nie gra, Kacper i Dominik „tłuką w PlayStation”, oglądają YouTube, jeżdżą na rugby (gra Dominik) i na piłkę ręczną (gra Kacper), razem gotują.


ht_3


Rymek na początku był ojcem z taśmy produkcyjnej. Mimo niesprawnych dłoni uparł się, że będzie obecny. Kiedy Ola przewijała syna, on odbierał pieluchę z zawartością; ona wyciągała Jakuba z wanny, on wycierał i podawał ubranka. Jak w fabryce.

Dzisiaj podział obowiązków przebiega równolegle. Rymek zawozi dzieci do przedszkola. Wygląda to tak: trzy razy powtórzyć, że już czas; trzy razy poprosić o włożenie kurtek; raz upomnieć Kubę, że po korytarzu nie wolno jeździć hulajnogą. Windą zjechać na parking, zapiąć dzieci w fotelikach. Przenieść się z wózka na siedzenie kierowcy. Odpiąć pierwsze koło wózka, odpiąć drugie koło wózka, wciągnąć wózek na siedzenie pasażera. Zapiąć pasy. Odjechać.

Przy pierwszym przedszkolu: wyciągnąć wózek, wpiąć koła, przenieść się z siedzenia kierowcy. Odpiąć dzieci. Odprowadzić Kubę, przebrać, pocałować, wrócić z Natalią do samochodu, zapiąć ją w foteliku. Przenieść się na siedzenie kierowcy, wciągnąć wózek. Przy drugim przedszkolu: powtórzyć sekwencję sprzed dziesięciu minut.

W Polsce jest pięć milionów osób z niepełnosprawnością, zaledwie trzy tysiące z nich to kierowcy. Adaptacja pojazdu to koszt od 4 do 40 tys. zł. PFRON w ramach programu „Aktywny Samorząd” udziela ograniczonego wsparcia. Rymek:

– Samochód to samodzielność, a samodzielność to normalność.

Kiedy nie zawozi dzieci do szkoły, czyta im bajki („Przy «Akademii Pana Kleksa» one zasnęły, a ja czytałem dalej”), gra w łapki, bawią się z nimi w chowanego („Tata wjechał do garderoby! Nie mogliśmy go znaleźć!”). Zabiera na plac zabaw, układa do snu, jeżdżą metrem i autobusami.


Pytam o dzielenie życia pomiędzy sport a rodzinę, czyli o nieobecność:

Ola:

– Na początku to irytowało, bo ciągle byłam sama. Teraz tych aktywności jest mniej. Już mnie nie przeraża, jak Dominik wyjeżdża. Dzieci są większe, nabraliśmy doświadczenia. To kwestia podziału obowiązków. Nie mogę mieć pretensji o rugby, to forma rehabilitacji. Bywa, że ja wyjeżdżam i on zostaje z dziećmi.

Rymek:

– Zrezygnowałem z wielu rzeczy. Nie ma już szermierki, nie jeżdżę nurkować. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, że wrócę do domu, a moje dzieci powiedzą: „Mamo, przyszedł ten pan, który wyprowadza psa”.

Rozmawiamy o sytuacjach, w których niepełnosprawność przeszkadza. Dominik pamięta jedną, z przejścia dla pieszych. Wjechał na pasy, Kacper szedł obok. Pierwszy samochód zatrzymał się zgodnie z przepisami, drugi wcale. Diagnoza: lekki wstrząs mózgu, niegroźne potłuczenia.

– Aneta była z nami, pojechała z Kacprem do szpitala. Zostałem na poboczu, zastygłem. Sterczałem na przystanku jak parasol. Bałem się. Gdyby coś się stało, nie umiałbym sobie wybaczyć. Myślałem, co mogłem zrobić…

Rymek o tym, że dzieci mogą odbiec od samochodu, zniknąć z pola widzenia:

– Tylko raz mieliśmy taką sytuację. Od małego uczymy je, że nie mogą tego robić.


Ola:

– Nasze dzieci nie widzą wózka. To, że Dominik nie chodzi, jest dla nich zupełnie naturalne. Dużo im tłumaczymy, pokazujemy, że są inne osoby niepełnosprawne: ten pan nie widzi, ten pan nie słyszy, czasami oglądają bajki z językiem migowym. Mówimy, że tata ma chore nogi, na tym etapie to wystarcza. Myślę, że będą bardziej tolerancyjne.

Jeśli niepełnosprawność przeszkadza, to innym. Rymek zabrał dzieci na spacer, jedną ręką pchał wózek, drugą napędzał własny. Za plecami usłyszał: „To niemożliwe! W wózku na pewno jest lalka!”.

Opowiedziałem tę historię znajomej. Skomentowała:

– Czyli niepełnosprawny ojciec nie mieścił im się w głowie, ale niepełnosprawny wariat już tak?

Ci, którym nie mieści się w głowie, stanowią polską mniejszość. Z badania przeprowadzonego przez TNS OBOP dla prof. Zbigniewa Izdebskiego wynika, że 76% Polaków uważa za właściwe, aby osoby niepełnosprawne ruchowo opiekowały się dziećmi. 73% zgadza się z tym, by niepełnosprawni posiadali własne (biologiczne) dzieci.

Duchowny:
– Problem jest szalenie złożony. Dziecko jest darem Boga. Tak na szybko to patrzę na Nicka Vujicica i jego piękne ojcostwo, i tu chyba jest odpowiedź.

Pracownik fundacji pomagającej osobom niepełnosprawnym:
– Do bycia dobrym rodzicem potrzebna jest w pierwszej kolejności sprawność emocjonalna, a nie fizyczna.

Nauczyciel akademicki:
– To jest nasz obowiązek społeczny, żeby takim rodzicom usuwać bariery. Nie nogi decydują o dobrym ojcostwie.

Bloger parentingowy:
– Przecież to normalni ludzie!



Kacper usłyszał w szkole, że ma nienormalnego ojca. Koledzy okazali solidarność, spuścili tamtemu lanie. Aneta:

– Żyjemy w takich dziwnych czasach, że dzieci potrafią sobie dokuczyć z powodu butów i metki na kurtce, mieliśmy w szkole Kacpra taką sytuację. Tata na wózku to tylko kolejny powód.

Dominik:

– Całe szczęście nie jestem „ten biedny i poszkodowany”. Wózek mnie posadził, ale nie rozłożył. Kacper to czuje.

W Polsce dostępna jest tylko jedna publikacja, która pozwala przygotować dzieci osób niepełnosprawnych na trudne sytuacje. To seria książek wydanych przez fundację „Otwórz oczy”. Kolejno: „Moja mama jeździ na wózku”, „Moja mama nie słyszy”, „Moja mama nie widzi”.  Brak książek o ojcostwie. W ciągu ostatnich 20 lat zrealizowano tylko jedną kampanię społeczną poświęconą niepełnosprawnym tatom.  W opracowaniu „Ja, ojciec” dr Dorota Podgórska-Jachnik pisze: „Niepełnosprawni rodzice nie są przecież niepełnosprawni w swej odpowiedzialności za dziecko czy miłość do niego – tu często mogą dać swemu dziecku nawet więcej niż inni. Dziecko może bowiem znaczyć dla nich więcej niż dla rodziców, których perspektywa rodzicielstwa nigdy nie była kwestionowana, obwarowana zakazami czy lękami. To oczywiste, że niepełnosprawność generuje bariery: jak w innych obszarach życia, tak i w sferze opieki nad dzieckiem i w jego wychowaniu, ale kwestią działań dostosowawczych – a jeśli trzeba, także wsparcia społecznego – jest pokonywanie tych barier”.

Rymek o barierach:

– Dopóki nie trafiam na przeszkody architektoniczne i nie muszę prosić o pomoc, nie czuję się osobą niepełnosprawną. Na szczęście nie trafiłem na plac zabaw, na który nie mógłbym wjechać. Poza problemami z poruszaniem się, nie czuję, żebym  różnił się od innych ojców.

Dominika Wietraka architektura wyklucza z ojcostwa:
– Przyjaźnię się z nauczycielami, wiem, co dzieje się u Kacpra w szkole. Ale nie mogę iść na wywiadówkę, szkoła nie jest przystosowana.


Dominik Rymer pracuje w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. Jest wzorcem. Odnajduje połamanych, mówi im, że życie na wózku jest możliwe. Niepełnosprawni zadają pytania. Trzy powtarzają się zawsze:
– Czy będę chodził?
– Czy seks jest możliwy?
– Czy będę mieć dzieci?


– Kacper, jak to jest mieć tatę na wózku?
– Normalnie.


Halo.Tato to projekt reporterski poświęcony ojcom i ojcostwu. Z jednej strony to historie konkretnych ludzi: opis ich świata i przeżyć, z drugiej – próba stworzenia katalogu dobrych, inspirujących postaw. Projekt zakończy publikacja książki. Reportażom towarzyszą zdjęcia Agnieszki Wanat i krótkie formy wideo.

 

belka_sponsorska_art_bz_wbk

{social-facebook-like}