Odpieluszkowe zapalenie mózgu. Taką diagnozę, z nieskrywaną zresztą satysfakcją, postawiła mi własna żona. Im większe i bardziej świadome jest nasze Stworzenie, tym bardziej nasilają się objawy tej specyficzniej infekcji. Nasze trójkowe życie jest jak połączenie spaceru po linie ze snem wariata. Jest fajnie.
W ostatnim czasie mamy poranny rytuał. Choć jest powtarzalny, to i tak zaskakuje. Początek dnia całkiem nieźle oddaje to, co dzieje się później.
Witajcie w naszej bajce
5:00
Budzimy się. To nie jest łatwe, bo zasnęliśmy mniej więcej dwie godziny temu. Stworzenie zaczyna się wiercić i kieruje bezwiednie rączkę do własnych ust. Jestem pewien, że jak już będzie mieć zęby, a ten odruch nie minie, to poodgryza sobie palce.
5:10
Fałszywy alarm. Mała śpi i ani myśli się obudzić. Wracamy pod kołdry. Przestawiam budzik z 5:45 na 6:10 (autobus mam o 6:30). Zamykam oczy.
5:15
To nie był fałszywy alarm. Rykun głodu i braku zainteresowania dociera na księżyc: dzień dobry mamo i tato! Sprawdzamy czy jest kupa (ostatnio mieliśmy trochę zmartwień z jej brakiem). Jest! Klaszczemy przez dwie minuty i gratulujemy Stworzeniu sukcesu. Mama przewija, a ja jeszcze przez chwilę tańczę z pełną pieluszką po pokoju. No co? Przecież kupa…
5:20
Jemy. To znaczy Stworzenie je. Ja próbuję w łazience odnaleźć własny mózg, przygotować żonie śniadanie i sprawdzić na Facebooku ile osób polubiło nocny status o tym, że nie śpimy. Stworzenie ciągnie pierś tak szybko i tak łapczywie, że na drugie imię powinniśmy dać jej „Zapraszam kolkę do brzuszka”.
5:35
Rykun. Stworzenie ciągle chce jeść, ale śniadanie trzeba rozłożyć na raty. Medycyna, psychologia i święci, do których się modlimy (o nich za chwilę) są bezradni. Każdy posiłek przerywamy na rozchodzenie kolki.
I chodzimy tak ze Stworzeniem, krokiem sprężystym, a Kamila ma chwilę na swoje śniadanie.
Modlę się na głos i śpiewająco, innej formy Stworzenie nie akceptuje, a wiadomo, że brak akceptacji równa się rykun. Zresztą, przy takich rodzicach nasze dziecko będzie potrzebowało naprawdę dużo duchowego wsparcia: wołamy na ratunek Pawła, co podobno spadł z konia, Piotrka, który się zapierał, Erazma od brzuszka, Franka z Asyżu, Ignacego, i Stasia, który nawiał rodzicom do Rzymu. Przy tym ostatnim, dam głowę, Stworzenie się uśmiecha.
5:45
Jemy. Podejście numer N. Stworzenie ssie wolniej, a w naszych oczach pojawia się cień nadziei, że spokojnie zje swoje, i wróci do spania.
5:50
Nadzieja matką głupich. Chodzimy. Mała ogląda świat znad mojego ramienia. Czekamy, aż się odbije. Jeśli pół roku temu, ktoś by mi powiedział, że o świcie będę chodził w kółko, klepał delikatnie dziecko po plecach i powtarzał przy tym uspokajającą mantrę „klepum, klepum, pupkum, pupkum” to uznałbym, że nadaje się do dobrego psychiatry. Życie zaskakuje.
6:05
Stworzenie zasypia na rękach. Usta bolą mnie już od „szurania”, w głowie kręci się z braku tlenu, ale szuram z uporem maniaka, bo każde poświęcenie jest warte tego, żeby małej się odbiło, a potem trochę pospała.
Nie odbiło się, ale zasnęła na dobre. Przynajmniej tyle.
6:10
Mój budzik zaczyna wyć. Zapomniałem wyłączyć. Stworzenie otwiera oczy i wiemy już, że szybko nie zaśnie: między powieki można jej wsadzić pięć złotych, a i tak zostanie spory margines.
Ulało się. Wcześniej zasnęła, więc pozbyłem się asekuracyjnej pieluszki, teraz muszę przebrać koszulę. Żadna nie jest wyprasowana. Życie zaskakuje po raz kolejny.
6:30
Wysyłam jedną ręką SMS do taty, który mieszka obok, że nie zdążyłem na autobus i będę potrzebował podwiezienia na inny przystanek. Chodzimy dalej, a średnica oczu zachowuje swój nienaturalnie duży rozmiar. W końcu 6:30, tuż przed wyjściem do pracy, to najlepszy czas na zabawę z ojcem żywicielem. Kamila szuka swojego mózgu w łazience.
7:10
Lila dojadła. Zasypia głębokim, spokojnym snem. Ja też. Skoro podwozi mnie tata, to mogę pozwolić sobie na 15 minut drzemki ekstra – w końcu noc była ciężka. Kamila układa Stworzenie tuż obok siebie i zasypia równolegle. Jeśli kiedyś zasypianie synchroniczne będzie dyscypliną olimpijską, to mam w domu medalistki.
Tato na 4 z minusem
Kiedy w Tato pisałem o tym, że bycie ojcem przewróci do góry nogami wszystkie moje aktywności, nie zdawałem sobie sprawy, że to będzie tak radykalne. Byłbym nieuczciwy pisząc, że cały czas jest świetnie. W ogólnym rozrachunku jest więcej niż świetnie, ale są momenty trudnego zmęczenia, czasem złości, naszych z Kamilą wzajemnych pretensji. Szara rzeczywistość, a my nie jesteśmy doskonali.
Jestem dobrym tatą. Takim na 4 z minusem. Mężem pewnie tak na mocne trzy. Na razie wystarcza. Piszę o tym, bo żyjemy w dziwnych czasach „smutnych ludzi”, a z jakiegoś powodu, mimo różnych problemów (w tym i takich dużego kalibru), udaje nam się tworzyć szczęśliwy dom. A więc to ciągle jest możliwe…
Nawet jeśli to dom wariatów.
One
8:10
Dzwoni ojciec i pyta czy długo jeszcze ma na mnie czekać. Podobno nie odebrałem już trzy razy. Zrywam się i w biegu wysyłam do pracy sms, że będę trochę później. Po chwili cofam się z progu i szepcze swoim dziewczynom, że są dla mnie ważne. Wielki świat może jeszcze chwilę poczekać.
[fb_button]
Post Scriptum:
Robert o prawdziwych mężczyznach.