Spotkałem po latach przyjaciela, brata starszego w wierze, młodszego wiekiem. Poznaliśmy się dawno, obaj byliśmy gorliwymi apologetami własnych wyznań, później nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Czas zrobił swoje i dzisiaj dryfujemy na obrzeżach: ja – chrześcijaństwa, on – judaizmu.
Nasz dawny radykalizm nie wyrastał ze strachu, nie był cyniczny. Jeśli groźny, to tylko dla nas samych. Budowała nas próżnia doświadczeń i naiwny romantyzm. Koniec końców ktoś musi stać na barykadach świata, a że zwykle pada na wrażliwych, nazbyt oczytanych chłopców, nie mieliśmy specjalnego wyboru.
Dla przykładu: całkiem poważnie (choć nie całkiem na trzeźwo) pokłóciliśmy się o turystów z Izraela. Sam Dawid był z Francji, tu na krótko w ramach studenckiej wymiany. Osią sporu stał się fakt, że Żydzi w naszych kościołach nie rezygnowali z jarmułek. W synagogach i na żydowskich cmentarzach nakrycie głowy obowiązuje każdego. Wówczas budziło to mój gniew, do żywego dotykało poczucia sprawiedliwości. Szczęśliwie złość zdążyła wyparować, zostało rozbawienie i odrobina wstydu.
Spotkania takie są zawsze za krótkie. Zanim nauczymy się siebie na nowo, zaczniemy czytać ze zrozumieniem, przestaniemy udawać, czas już je kończyć. Z niedosytu zacząłem bardziej uważać na to, co mogło mówić mi o nim.
Najpierw Pokłosie Pasikowskiego. Maciej Stuhr w jednym z wywiadów tłumaczył idee tego obrazu. Mówił jak ważne jest wiedzieć, że tkwi w nas nie tylko zdolność do heroizmu, ale również do podłości. Więc trzeba uważać: pielęgnować w sobie rzeczy właściwe, wybierać dobrze. Nie jest to przecież prawda zamknięta w trudnej historii, ale codzienna i aktualna. Tymczasem spotkała się z falą nienawiści, bo dzieło antypolskie, kłamliwe, twój ojciec to tak naprawdę nie Jerzy, a Josek, nie Stuhr, a Feingold.
Później Muzeum Historii Żydów Polskich, które mogłem zobaczyć niemal na rok przed otwarciem. Mało tam hańby, więcej wielkości i powodów do dumy. Reakcja podobna, znów spisek, zapewne rytualny.
Oscar dla Idy i głosy niezadowolenia, Newsweek, który krótko wspomina o żydowskim krewnym jednego z polityków, a sprawa trafia na usta wszystkich. W końcu mądry, niemal intymny wywiad z Bronisławem Wildsteinem w Rzeczpospolitej.
Dotychczas pisanie o antysemityzmie uznawałem za niezręczne, niepoważne, nawet naiwne. Brało się to – jak dzisiaj rozumiem – z braku miejsca. Nie mieściło mi się w głowie, że wciąż można upraszczać świat w taki sposób. Udawałem więc, że ścian nikt nie maluje obraźliwym hasłami, na meczach nikt nie krzyczy. Żartowałem, kiedy pisano o mnie ty Żydzie, masonie, cyklisto.
Dotarło do mnie, po raz kolejny, jak pięknym człowiekiem jest ta, z którą dzielę kuchenny stolik. Jej wrażliwość wciąż potrafi mnie dotknąć i zmienić. Przy jednym z komentarzy jak wyżej, zapytała dlaczego nazwanie kogoś Żydem ma być obelgą? Mógłbym przecież być nim, co w tym niewłaściwego? To szczere zdziwienie było i zawstydzające i kłopotliwe.
Zawstydzające, bo mnie samego już dawno przestało dziwić, że ty Żydzie! może być synonimem najgorszego. Brzmieć jak zarzut, nieść w sobie ciężar. A więc nawet ja pozwoliłem zatruć swoje myślenie – przesunąć akcent z neutralnego na wrogi. Przyjąłem status quo. Nie zgodą, nie poparciem, a ignorancją. Zrozumieniem zjawiska, którego przecież rozumieć nie powinniśmy.
PS Dawid przesłał mi dzisiaj wiadomość: Żydzi nie zdejmują nakrycia głowy w świątyniach z szacunku. Słowo jarmułka pochodzi od aramejskiego zwrotu jira malka, co znaczy szacunek wobec króla. Dla nas to symbol służby, w tym służby Bogu. Jeśli kiedyś zdejmę jarmułkę w Twoim kościele, będzie to akt pogardy. Musimy spotkać się znowu, jesteś mi bliski!