Prawdziwej biedy nie widać, nie rzuca się w oczy, nie krzyczy. Zawstydza. Ale jest też szansą – okazją do zmiany. Wyzwaniem. Wbrew wszystkiemu jest w nas wiele dobra. Jeśli Franciszek, papież, decyduje się na osobisty udział w Szlachetnej Paczce, wybiera rodzinę z małej miejscowości pod Radomiem i zostaje darczyńcą, to znaczy, że dla dobra nie ma granic.
Kilka minut po dziewiątej. Labirynt paczek. Ktoś pyta, czy jestem z Woli, ktoś inny prosi o pomoc w przeniesieniu ciężkiego pudełka. Kątem oka dostrzegam twarze znane z seriali, krok dalej dziennikarzy telewizji. Wszędzie wolontariusze w charakterystycznych, czerwonych koszulkach. Na progu zimy, tu i w kilkudziesięciu innych magazynach finału Szlachetnej Paczki dzieje się wiosna.
Tabliczka czekolady dla Franciszka
Nuncjusz apostolski pojawia się przed czasem. Wymiana uprzejmości, uścisk dłoni, szybko otrzymuje przypinkę z logo Szlachetnej Paczki. Jest jednym z nich. To właśnie abp Celestino Migliore dostarczy paczkę, którą przygotował Franciszek.
– To piękna, budująca inicjatywa. Ta akcja to ludzkie oblicze polskiego społeczeństwa – mówi. Pytany o to, co znajduje się w paczce, wspomina o osobistych prezentach od Franciszka. Bez szczegółów. – Papież szanuje prywatność tej rodziny – dodaje.
Wolontariusze WIOSNY proszą, żeby abp Migliore przekazał papieżowi specjalny certyfikat i tabliczkę czekolady. Wyjaśniają mi później, że czekolada dla darczyńcy to niepisany, trwały zwyczaj.
Beatę, wolontariuszkę, która opiekuję się rodziną wybraną przez Franciszka, pytam o początek tego zamieszania. – Wiesz, ta rodzina była bardzo sceptyczna. Nie wierzyli, że ktokolwiek chce im pomóc w taki sposób, czuli się zawstydzeni. Potrzebowaliśmy chwili żeby ich przekonać.
Beata jest zakłopotana. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać jak ludzie, którzy robią tyle dobra, czują się skrępowani, kiedy trzeba o tym opowiedzieć. – Zawsze martwimy się o darczyńców, o to, czy będzie ich wystarczająco dużo. Kiedy dowiedzieliśmy się, że darczyńcą dla naszej rodziny jest Franciszek, pomyślałam, że to żart. Zresztą, ciągle trudno w to uwierzyć.
Tak bardzo nasi. Z sąsiedztwa
Godzinę później jesteśmy w małej wiosce blisko Radomia. Kręte, dość wąskie drogi. Pusto. Inaczej. Dyplomatyczne tablice rejestracyjne pozostają niezauważone. Jestem ciekaw ludzi, z którymi mamy się spotkać. Od dwóch dni, jak mantrę, czytam ich historię. On, pracownik budowy, pięć dni w tygodniu poza domem. Intensywnie i ponad siły, bo poza sezonem trudno o pracę. Ona, mama ośmiorga dzieci. Po operacji. Dba o dom. Najstarszy syn chory. Wyobraźnia pracuje.
Tymczasem spotkamy miłych, otwartych, trochę zagubionych w całej sytuacji ludzi. Tak bardzo normalnych, naszych, z sąsiedztwa. Z tą najmłodszą, która zanim jeszcze zdążyliśmy powiesić płaszcze, kupiła kierowcę nuncjatury i z nim zaczęła rozpakowywać prezenty.
Paczka Franciszka zapełniła kuchnie. Brakuje miejsca. Śmiejemy się z małego AGD, bo Franciszek zadbał o to, żeby gwarancja została podbita. Ciepłych kurtek, w tym jednej dodatkowej, gdyby rozmiar poprzednich nie pasował. Skórzanych toreb, ale bez książek, bo jak podkreśla Nuncjusz „Papież nie wiedział, w której jesteście klasie.” Odzież, zapas żywności, domowy sprzęt, zestawy sportowe dla chłopców. Patrzę na te zwyczajne – niezwyczajne prezenty i uświadamiam sobie, jak bardzo praktyczna, przyziemna i wymierna jest ta pomoc.
Franciszek napisał również list, którego treść rodzina zachowuje dla siebie. Przekazał osobiste prezenty. Przy różańcach znów jest zabawnie, bo jedna z dziewczynek przygotowuje się do pierwszej komunii. – Jeśli będą ci chcieli dać różaniec, powiedz, że już masz. Od papieża. Choć kierowca arcybiskupa przyjął spontaniczne zaproszenie na komunię, to przynajmniej na chwilę z różańcem wygrywa papieska hulajnoga.
Jest też specjalna koperta. Nie wiemy co jest w środku. Stypendium, może zaproszenie do Rzymu? Spokojny uśmiech, tuż po otwarciu, mógł mówić wszystko, ale nikt nie miał śmiałości pytać. W końcu Franciszek szanuje ich prywatność.
Bieda bez specjalnych praw
Na koniec milczymy przez chwilę. Patrzę na pana Pawła, zmęczonego, wycofanego. Bliźniaczki, chłopców w nowych butach. Przecież dzieje się coś niebywale spektakularnego, a tutaj jest tak zupełnie spokojnie. I uświadamiam sobie to, o czym ks. Jacek Stryczek mówi od dawna: prawdziwa bieda nie krzyczy, nie rości sobie specjalnych praw, nie domaga się. Wygląda właśnie tak.
Już poza domem wymieniam kilka zdań z abp Migliore: – To duża solidarność, wyraz papieskiej troski, ale najważniejsze jest to spotkanie, że udało się porozmawiać o nas, o problemach, o nadziei – trzyma kciuki za Szlachetną Paczkę. Obiecał, że w najbliższych dniach przekaże Franciszkowi to, co przygotowała obdarowana rodzina: ogromną świąteczną kartkę, na której odciśnięto dłonie i skromny, ręcznie przygotowany świąteczny stroik.
Rafał, lider Szlachetnej Paczki tamtego rejonu i Beata, podkreślają, że Szlachetna Paczka zmienia. Pozwala wyjść poza siebie. To akcja z olbrzymim rozmachem, a osobiste zaangażowanie papieża Franciszka tylko to potwierdza. To konkretna, metodyczna i praktyczna pomoc, dla tych, którzy rzeczywiście jej potrzebują. Ale rozmach Szlachetnej Paczki ma też inny wymiar. Dzieje się w nas.